Zalecał mi się krzczonowski, krzczonowski świniarz
Co przypadkowo z gospody, z gospody, z gospody wylazł
I choć padało, choć było ślisko to się przywlokło to pijaczysko.
Przyszedł on do mnie już po pół, już po pół, już po pół litrze
Z miejsca do ściany jak mnie nie, jak mnie nie, jak mnie nie przytrze
Strach ranie ogarnął o całość cnoty
A on mi mówi daj mi sto złotych
Wiec gdym mu dała z chałupy, z chałupy, z chałupy wyszedł
I po północy, znów do mnie, znów do mnie, znów do mnie przyszedł
Ledwie na łóżko nogi wydźwigał