Artykuł z "Filipinki" 6 sierpnia 1972 r.






Zza płotu ale odważnie

 Wystarczyło,  że raz pokazali sic w sto­licy, miesiąc wcześniej w Radomiu — i oto mamy nową gwiazdę polskiego kaba­retu. Krzczonowski „Rzep". Kabaret wiej­ski. Coś nowego wśród swojskich kapel i zespołów tanecznych. Prasa ludowa lan­suje wiec to cudowne dziecko z zapałem i adoracją.. Rzep się „Rzepie” — takimi życzeniami obdarza go zgodny chór kry­tyków i reporterów. Zapotrzebowanie na śmiech terenowy widać ogromne, a poza tym. Jakoś nam ten ruch amatorski kuleje…
Krzczonowem interesowano się Już daw­no. Folklor tego regionu miał wielu przy­jaciół wśród etnografów, muzyków, his­toryków. Przyjeżdżali tu i Walerian Batkowski — muzyk i Janusz Świeży — et­nograf. Krzczonowski strój stał się re­prezentantem stroju lubelskiego, tańczą w nim dziewczęta z Mazowsza. Prawdziwy zachwyt budzą tutejsze pisanki i delikat­ne hafty. Mieszkańcy znają swoja, war­tość, bo jakby nie było „sroce spod ogona nie wylecieli”. Marzy im się własne li­ceum  ogólnokształcące żeby dzieci do miast na nauki jeździć nie musiały. Przy bardzo pięknie utrzymanym skwerku stoi maty pawilon — księgarnia. Zwyczajnie robią konkurencji; miastu powiatowemu — Bychawie. Traktują je zresztą z łagod­ną pogardą, bo czym im powiat może za­imponować? Chyba biurokracją… Młody jeszcze zaledwie piętnastolecie obchodził ! Więc w kabarecie „Idzie" piosenka pod tytułem  Chochoły -

Teren powiatu zna ci jak pacierz
Codziennie jeździ palcem po mapie
Dobrych rolników w całym powiecie
Też zna, bo czytał o nich w gazecie                
Więc czasem do nich śle referentów
A to z przyganą a to z zachętą.
Sprawozdanie do góry pisze:
„Co brzmi w terenie i w trawie słyszę”

Z  kabaretu są krzczonowianie dumni. Jest ich orężem w walce o wszystko. Śpiewając zza opłotków ustawionych na scenie, sięgają swoja satyrą wysoko. Potrafią wydrwić nic tylko praktyki miejscowego kółka rolniczego, ale wykonywanie „odgórnych” zarządzeń. No przykład sprawę komasacji gruntów „Rzep” „potraktował” balladą dziadowską:

                 Zamiast   „dzień   dobry"   mój  sąsiad  Maciej
wita mnie kółkiem na czole,
bo go scalono przy mojej chacie,
a mnie przy jego stodole.
"Rzep"w całej swojej krasie
Co tam widowiska regionalne, dobre to na eksport. Oni znaleźli broń przeciw te­mu co ich boli, co im przeszkadza. Te śpiewane złośliwości i pretensja, lepsze są od długich petycji, podań i odwołań. Po­żytek z tego „prześmiewania” Jest — lu­dzie się śmieja, oni sami mają zabawę a w dodatku dokuczą komu trzeba. Kiedy im odbierali mleczarnie („takie dobre ma­sło robili, szło jak woda, nawet za gra­nicą") w „Rzepie" śpiewano:
     
       Idę do obory krowę wydoić
        A ono, psia jucha, fochę mi stroi !
        Na powiat pracuje,
        Więc dumna się czuje
                       By chłop mnie doił
        Jużci nie przystoi.

A  powiat reagował z całym namaszcze­niem, potrząsając sztandarem władzy. Po pierwszym inauguracyjnym występie opiekunkę. „Rzepu" pani Leokadia Ruchlicka została „zawezwana” do Bychawy, gdzie ją postraszono kolegium.  Że teksty nie były cenzurowane. Broniła się prze­biegle: przecież te wiersze drukują w Warszawie. I na dowód wyciągnęła z ko­szyka Chłopską Drogę. Zielony Sztandar, Gromadę - Rolnik Polski… Nic ulękła się również rad pani Inspektor, która propo­nowała by raczej szkołą się zajęła niż ka­baretem.
„Rzep" ataki powiatu przetrzymał. Kry­tykuje nadal urzędnicze praktyki, bo de­wizą krzczonowiaków Jest porzekadło  „le­piej pożartować niż chorować”, a poza tym tradycja zobowiązuje. Nic na darmo na wasalach śpiewają:

Niech się co chce dzieje
Krzczonowiak się śmieje
Byle łyknął piwa
Już wesoło śpiwa.

Piwa kabaret nie łyka. Za to lubi się bawić. Przedstawmy teraz Jego twórców i autorów, Józef Małek — poeta ludowy, na co dzień rolnik i strażnik stacji tele­wizyjnej, Leokadia Ruchlicka — działaczka    z powołania, nauczycielka — kierownik zespołu. Anna Stachurska — pomoc den­tystyczna, jedyna mężatka w zespolą. Ja­nina Wach — kucharka miejscowej re­stauracji GS. Barbara Czernik — rolnicz­ka  i Edward Dąbski — rolnik. Bawią się na próbach, kłady pan Małek przynosi no­we teksty, których są niezmiennie cieka­wi Bawią się i na występach, których nie potrafią traktować ze śmiertelną powagą, bo sprzedają publiczności nie wyjątkowe talenty, ale naturalność, wdzięk. Więc nic szkodzi, że Hanka znów ma chrypkę i zamiast wyciągać wysokie partie piosenki — recytuje tekst. Z występów radomskich najbardziej utkwiło im w pamięci zejście ze sceny. Nie, broń Boże, nie dla tego, że publiczność tak biła brawa, ale dlatego ta Jaśka ni i tego, ni a owego, na wołanie publiczności o autora, sama, nie proszona, odśpiewała pół piosenki „A nasza wio­seczka w całej Polsce słynie". Zaimponowała im swobodą, brakiem tremy. Jaśka znana  jest  w  zespole z kamiennej twa­rzy. Potrafi najdowcipniejsze rzeczy opo­wiadać bez cienia uśmiechu. To ona śpiewa  przebój kabaretu, piosenkę pod tytułem:

„Polska przez to nie zbiednieje"

Stoi w polu sprzęt kółkowy.
              Deszcz nań leje — sprzęt  rdzewieje…
Przerdzewieje będzie nowy
Polska przez to nie zbiednieje.
W błoto nawóz sypie.
Kiedy w błocie skamienieje.
To przecenią go i kwita —
Polsko przez to nie zbiednieje.
Ktoś  porządnie siewnik sknocił
wiec nawozów on nie  sieje.
Tylko gnije koło płotu
Polska przez to nie zbiednieje.
W biurze krzesła wypłowiały.
Jedno lekko już się chwieje…
Komisyjnie rozbić „trza” je -  
Polska przez to nie zbiednieje.
 Dom wzniesiono przed miesiącem
Dziś tu pęka tam się leje…
Planujemy więc remonty —
Polska przez to nie zbiednieje.
Kiedy wreszcie niedbaluchów
Ktoś po głowach tęgo zleje,
No ta powiem wam na ucho:
Polska przez to nie zbiednieje.

 Na dwie godziny, przed występem w Radomiu, zespół zadecydował: co to znaczy „niedbaluchów” — za łagodne słowo. A ponieważ czasu było zbyt mało żeby znaleźć to najwłaściwsze — Jaśce w torują chór — ogólnikowym — tych ta ra ra ra. W ogóle  w zwyczaju „Rzepa” jest robić  program na gorąco. Bywa tuż przed wejściem  na scenę — wymienia się piosenki, bo może  tak będzie lepiej...
Pierwszy swój spektakl nazwali „Wie­czór z cykorią”. Premiera odbyła się w  lutym 1971 roku. Mieli jeszcze wtedy konferansjera,  który zabawiał publiczność kierdziołkowymi opowiastkami w rodzaju:
„A było to proszę panów tak. Kusy Maciek już kawał czasu chodził do Skowron­kowej Mańki. Kawalirów okropnie cie­kawiło jak oni randkują”.  
Tradycyjne krzczonowskie wesele dziwczęta plotą rózgę dla starosty
Dzisiaj „Rzep" obywa się bez konferansjera. Żeby było nowocześniej i zresztą ambitniej. Niech sam układ tekstów starczy za komentarz. Po co opowiadać to, co się  za  chwilę zaśpiewa. Ostatni, naj­bardziej udany spektakl trwał pięćdziesiąt minut I zespół- w tym czasie w ogóle nie schodził ze sceny. Żadnych zmian dekoracji. Wystarczy im płotek drewniany i kilka kwiatków i duża miotła, co wymiata. Kolejność piosenek ułożyli sami metodą tematycznego kojarzenia. Na przykład  - hasło - wiejski nauczyciel,
Edek śpiewa:
Jestem sobie nauczyciel
Żyje mi się znakomicie
Mam ci zadań tysiąc blisko
do spełnienia w środowisku
Muszę ciągle dźwigać w górę.
Sport, higienę i kulturę.
Po wsi biegać za funduszem
I bógwico jeszcze muszę
Bo ja jestem nauczyciel !
muszę zmieniać na wsi życie
Być Judymem i Siłaczką
Na mnie wszyscy przecież patrzą,..
A Hanka do tych skarg dodaje i  swoją

 Do południa dzieci uczę,
                    Po południu zboże młócę
             Albo młócę, albo sieję,   
             Bo mój mąż jest hreczkosiejem
Edek Dąbski zaraził kabaretem całą rodzinę Matka na dzień dobry śpiewa najnowsze przeboje, a głos ma krzczonowski. mocny, czysty. Ojciec ma swoja ulu­bione piosenki, wybiera je z  wyraźną in­tencją- najczęściej  nuci:
„Żeń się synku-
kupię – fiata”
Ojcu w kabarecie najbardziej podobają się dziewczyny. Prawdziwe — krzczonow­skie. Nie takie, że byle wiatr zawieje. „Bo Jak w Krzczonowie dziewczyna nie bardzo mocna w sobie była. to jej matka szyła halki krochmalone. Żeby się spód­nica miała na czym trzyma”. I w za­myśleniu dodaje — dobrze w tym kabarecie śpiewają o dzisiejszej młodzieży:
A  gdy stanie przy Adamie
   Okulary choćbyś włożył
Za nic nie rozpoznasz Panie
On czy on – choć ją stworzył…
Stanisław Brzozowski napisał bardzo pięknie: „Gardzi człowiekiem, kto nie umie uczcić go przez śmiech”  Krzczonowianie okropnie się szanują. Najzłośliwsze piosenki dedykują samym sobie :
U Marcina nowe szyby
 Wczoraj powstawiali
Wybijemy kamieniami
Niechaj się nie chwali
albo:
Gdzie jedziesz Marysiu
Swoją wioskę mijasz?
- Jadą de Lublina
Będę panią ci ja
- Co tam będziesz robiła
Marysiu kochana
-A dzieci przewijać u jednego pana…
„Rzep” bywa gorzki i kąśliwy, w do­datku uparty. Dosłownie jak u Brzechwy „ Odczep się rzepie, a właśnie, że się nie odczepię”. I jest w uporze bardzo wiejski, autentyczny. Ludowy - nie tylko z nazwy,  „Artyści”  by im się w głowach nie  poprzewracało od sukcesów. Zawsze maja pod ręką odpowiednią piosenkę. Jak choćby tę:
Pięć lat stronił od fryzjera — a
Na gitarę stąd uzbierał — be
Wódką sobie schrypił  gardło — ce
Strój mu w Tworkach dali darmo —d, be, ce, de
I dlatego, mimo rozlicznych zaproszeń  „Uprzejmie prosimy o przybycie do Kraśnika w dniu 17 bm. 
W celu uświetnienia naszej uroczystości….”  Nie jeżdżą. Nie marzą o telewizji, ale chcieliby mieć
Chociaż jednego fundatora, żeby własnych strojów się dorobić. I ze zdziwieniem i zniecierpliwieniem słuchają pani Leokadii, która tłumaczy, że przydałby się jakiś instruktor fachowiec, który mógłby dziewczyną podszkolić. Po co – pytają ?. Nie na tym zabawa w „Rzep” polega. Szkoda czasu…
               
Życzę „Rzepowi”, by nie stracił werwy i zdrowego rozsądku. Bo, przyznaję – jechałam do wsi królewskiej Krzczonów pełna niepokoju kogo tam zastanę. Rolników jeszcze, czy już gwiazdy estrady ?
                                                                                                                      Joanna Młynarczyk




Powrót do spisu                                                     Następny artykuł