Przyczepił się jak rzep do psiego ogona - mówi stare ludowe porzekadło. Zżyty jest przeto niepokaźny, przyczepny badyl z tradycją wiejską.
Aby żeby na afisz i to tłustym drukiem? A tak. Stało się to w Krzczonowie, za sprawą poety-rolnika Józefa Małka, ówczesnego koła ZMW oraz niezmordowanej działalności kulturalnej Leokadii Ruchlickiej. Na afisz wyskoczył ludowy kabaret satyryczny „Rzep", czyniąc z miejsca sporo zamieszania. Bo jakże to, kabaret na wsi? Własne teksty... a do tego z miejsca wszystkich obsmarować? Z jednej strony brawa i laury, a z drugiej dramatyczne „być albo nie być”. Program przecież wziął na ostrze celnej satyry wszystkie sprawy codzienne i bolączki własnego środowiska, miejscowych instytucji, a także dał „wypić" przyjezdnym.
Dziś w Koziej Wólce wielka nowina:
Diabli przynieśli panów z z Lublina.
Ojo-jo-jo...
Pany przybiły plakat przy szosie
Że będzie odczyt: „Człowiek w kosmosie”.
Ludziska nasi na wiedzę łasi,
Więc do remizy, kto żyje pcha się
Wysłuchał sołtys i cała reszta,
Że na Księżycu człowiek zamieszka.
Na te wizyje względem Księżyca
Chłopom radością zakwitły lica.
Bo na Księżycu wiadro z nawozem
Sześć razy lżejsze będzie,
mój Boże! Będziemy nawóz siali a siali —
Już nie z wiaderka, a z całej balii...
Dziś, po blisko pięcioletniej działalności, po występach w Warszawie, Krakowie, Lublinie, Białymstoku, Kaliszu, Stalowej Woli, w wielu mniejszych miastach i na całej Lubelszczyznie, po kilku znakomitych programach i dobrych recenzjach, kabaret zyskał ustaloną renomę i dobrą sławę, nic nie tracąc ze swej pierwszej świeżości. A początek?
— Nie mamy domu kultury, trzeba było coś wymyślić, co można byłoby grać wszędzie; w klubie, na trawie — mówi Józef Małek — autor tomiku poetyckiego „Koniczyna", tomiku satyrycznego „Omłoty", kilkaset wierszy rozrzuconych po czasopismach (w tym „Naszej Wsi”), a jednocześnie autor wszystkich tekstów kabaretu „Rzep” , zamieszkały w pobliskim Bożym Darze teksty pana są bardzo celne. Skąd tyle pomysłów?
— Z życia. Mieszkam przecież tu stale i patrzę, jak się coś zauważy, to po prostu piszę.
— Kabaret satyryczny na wsi, to zupełnie nowa forma teatru.
— Jak zareagowało na nią środowisko?
— Kiedy zaczynaliśmy, to rzeczywiście było coś nowego. Dziś słyszy się, że inni poszli w nasze ślady. Dla przykładu podobny kabaret działa w Żółkiewce, pow. Krasnystaw. A środowisko zareagowało bardzo gorąco. Byli jeszcze i tacy, co się obrazili, i to nie tylko w Krzczonowie, chociaż imiennie
Nie krytykowaliśmy nikogo.
W czynie społecznym zrobiono coś-ci
Grunt,że zrobiono nieważne co...
I na otwarcie sproszono gości,
Łącznie z sołtysem, osób ze sto.
I były mowy, w stylu mniej więcej:
Masło-maślane, pleciugo pleć:
Że koszt budowy — dziesięć tysięcy,
Z tego połowę pokryła wieś...
Potem ktoś ważny wstęgę przecinał
I uroczyście otwierał drzwi,
Potem był jubel, przepraszam finał —
Na koszt powiatu — obsługa wsi,
A potem dumał niejeden człowiek,
Że tu logika nie bardzo gra:
Dziesięć tysięcy kosztował obiekt —
Jego otwarcie... dwadzieścia dwa!
— Owszem — włącza się do rozmowy Leokadia Ruchlicka, kierownik kabaretu — krytyką chcemy tak kierować, by pomagała w robocie, by usuwała to, co ludziom dokucza. Mamy wiele konkretnych przykładów rozwiązania spraw, które poruszaliśmy w programie. Nieraz też nieznani rolnicy w różnych wsiach po przedstawieni u ściskają nam ręce.
„Wchodzę do biura: „Dzień dobry pani!”
Pani brwi smoli i ani ani.
Więc znów się kłaniam i:
„Pochwalony” Pani ani mru, mru stoję speszony.-
I z czapką w ręce drepczę u progu,
A pani warczy: „Nie deptać podłóg”
Przestałem dreptać, nieśmiało chrząkam,
A pani wrzeszczy: „Nie pluć po kątach!”
Mnąc czapkę w ręku — co robić? — dumam,
A pani krzyczy! „Nie kurzyć tu nam”
Więc się nie ruszam, jak słupek stoję.
Pani do kogoś w drugim pokoju:
„Jakiś chłopina u drzwi się kiwa,
Chcesz to go załatw, ja się urywam”
Lecz ten ktoś pani odrzekł z łaciną.
Że niech go cmoknie razem z chłopiną.
On nie ma czasu, odkurza spodnie,
Bo za minutkę też ma wychodne.
... I pani poszła na małą czarną.
Pan wkrótce za nią — setkę wygarnąć.
A ja zostałem, po hallu łażę,
Czekam, bo wrócić muszą po gażę.
— Wasze najlepsze wspomnienia?
— Poza brawami publiczności — mówi pani Ruchlicka — prawdziwym przeżyciem dla całego zespołu był udział i występy na Zlocie Młodych Przodowników Pracy i Nauki w Krakowie. — A także chyba udział w międzywojewódzkim przeglądzie kabaretów — dodaje Józef Małek — w silnej konkurencji zdobyliśmy pierwsze miejsce.
Tyle o „Rzepie” jego inicjatorzy i kierownicy. A główni
bohaterowie? Na początku by to ich jedenastu, później piętnastu. Żenili się, przybywało „rzepiątek”, jak sami żartobliwie mówią, a zatem i obowiązków, trzeba było odchodzić z zespołu.
Zwykła kolej rzeczy w amatorskich zespołach artystycznych. Dziś w programach bierze udział 5—7 osób. Najbardziej zasłużeni, to — Edward Dąbski, rolnik, który gra, śpiewa, recytuje i... kończy zaocznie technikum w Pszczelej Woli, Barbara Czerniak i Anna Stachurska, również rolniczki. Są i nowi, młodzi członkowie zespołu, np. dochodzący na próby aż 8 km, jak: Krystyna Januszek i Alina Mazurek.
Co sobota od Lublina
w trzy pacierze po obiedzie –
motor, skuter, limuzyna
I bógwico jeszcze jadzie…
Co kto może to dosiada
byle toto miało kółka
i na kółkach galopada,
i do taty jak jaskółka !
W bagażniku - wietrzyk ino
Polkę sobie gra i hula
wietrzy miejsce na słoninę
na kartofle, na cebule …
W poniedziałek do Lublina,
Kiedy trzeci kur zapieje –
motor, skuter, limuzyna
wsio do miasta ze wsi wieje,
W bagażnikach ciężkie paczki
w teczkach mąka i słoninka
W siatkach kury, gęsi, kaczki ….
Każdy motor jak choinka !
Każdy synek co tam może
Do miastowej ciągnie chaty
do soboty byle dożyć,
a w sobotę - znów do taty.
Bo u taty serce ojca
I co może - dziecku wtyka
Da ostatnią kurę z końca,
a sam postne kluski łyka.
Krzczonowski kabaret „Rzep" stał się wiejską, satyryczną trybuną aktualności. Zakwitł dzięki twórczej inicjatywie młodzieży oraz patronatu ZW ZMW i Towarzystwa Kultury Teatralnej w Lublinie . Jego autentyczność i tematyczne osadzenie w realiach wsi współczesnej zyskała mu uznanie i sławę. Czy to, co możliwe było w Krzczonowie, nie może się powtórzyć w wielu innych wsiach?
Stanisław Weremczuk
fot.Jan Wac