„Rzep w cywilu”
W MAŁYM, ciasnym pokoiku, stanowiącym jednocześnie kuchnię,
przyglądam się książkom na etażerce: tomiki Mickiewicza,
Słowacki, wiersze Gałczyńskiego, Broniewski, podręczniki
szkolne, lektura, kilka starych kalendarzy.
Przy znam się, że zestaw ten mnie zawiódł.
Spodziewałem się znaleźć bogatsze zbiory. Właścicielka jakby przeczuwając moje wątpliwości usprawiedliwiająco tłumaczyła, że jest prawie w przededniu przeprowadzki do nowego budynku szkolnego, w którym otrzymała wreszcie po ponad 20 latach pracy w szkole własne mieszkanie. Obecnie rzeczy swoje ma tu w pokoiku w Krzczonowie oraz w domu rodzinnym w sąsiedniej wsi, oddalonej kilka kilometrów od miejsca pracy.
Edward Dąbski i Krzysztof (Krystyna) Januszek |
Błąd mój polega! na fałszywym założeniu. Szukałem źródeł niejako zewnętrznych, zamiast zacząć od rozmowy z twórczynią, inspiratorką, osobą, która dała początek bogatej już teraz historii krzczonowskiego kabaretu. Oto pani Leokadia Ruchlicka.
— Proszą pana, od dziecka niemal mam wpojone przeświadczenie o wartości społecznego działania. W czasie okupacji należałam do organizacji Ludowego Związku Kobiet w Krzczonowie. U mnie w stodole odbywały się kursy sanitarne, a Wojciech Buryl prowadził zajęcia z zakresu obchodzenia się z bronią. Naszą pracę organizacji w terenie często wizytowała wojewódzka komendantka LZK Helena Zacharczukowa z Lublina, wspaniały człowiek, świetny pedagog i ofiarna działaczka. Mój ojciec był działaczem podziemia w czasie okupacji, Niemcy więzili go na Zamku Lubelskim, po wojnie zginł w 1944 r. w Krzczonowie z rąk bratobójczych. Fakt ten przeżywałam ogromnie, byłam bliska załamania psychicznego. Ale później nauka w szkole dla dorosłych, praca W Piotrkówku i od 1948 r. znowu w Krzczonowie przywróciła mi wiarę w wartość człowieka i sens działania dla człowieka.
W Krzczonowie powstał zespół artystyczny dorosłych. Prowadziła go p. Leokadia Ruchlicka. Powiatowe i wojewódzkie dożynki zdopingowały działaczy krzczonowskich do wytężonego wysiłku i później pokazania się na imprezach poza wsią. To były pierwsze sukcesy, a członkami tego pierwszego zespołu byli m. in. dziś pracujący w Lublinie: Tadeusz Cioczek i Czesław Ponieważ. Później powstał zespół artystyczny w szkole. Prowadziła go również p. Ruchlicka.
— To był mój pierwszy poważny eksperyment. Postanowiłam prowadzić zespół rozwojowy od I klasy szkoły podstawowej. Dzieci wystawiały bajeczkę o sierotce Marysi, a stopniowo, kiedy dorastały, przekształciliśmy nasz zespół w grupę taneczną. Mol wychowankowie z tego okresu dziś pracują i studiują w Lublinie, np. Lech Bezdek jest na V roku medycyny, Anna Mazur — stomatologiem, Maria Cioczek pracuje w Orbisie. Posypały się wyróżnienia, nagrody, a my we wsi utworzyliśmy zespół mandollnistów. Wtedy były modne takie zespoły dziecięce i młodzieżowe. Wypłynęliśmy na szersze wody. Przygotowałam Wesele krzczonowskie, a kapela ludowa, która, przygrywała w czasie przedstawień Wesela, później występowała w kazimierskim Festiwalu Kapel i Śpiewaków Ludowych. Ale ponieważ nie mamy domu kultury w Krzczonowie, nie stać nas więc na większe formy teatralne. Postanowiliśmy utworzyć coś mniejszego. Tak powstał kabaret, któremu nadaliśmy imię RZEP. Szczęśliwie się stało, że mamy też autora tekstów.
Zdjęcie rodzinne Rzepa, w środku w c y w i l u p. Leokadia Ruchlicka |
- Na nasze spotkania przychodzi Józef Małek, my mu podpowiadamy, co powinno się pisać, co skrytykować, podsuwamy mu melodie i on pisze teksty. Reżyseria jest wspólna, zespołowa. To zresztą umacnia nasz zespół. Tu każdy wie, że jest potrzebny. W naszym zespole pracują m. In.: Barbara Czerniak, która jest rolniczką, Edward Dąbski, który śpiewa i gra na akordeonie, Anna Stachurska — pracuje jako pomoc dentystyczna, Krystyna Januszek — rolniczka, Alina Mazurek — rolniczką, Zofia Cioczek z Domu Książki, śpiewa. Ta ostatnia jest moją wychowanką ód I do VIII klasy.
— A perspektywy? Co dalej zamierza RZEP?
— Dotychczas krzczonowski kabaret przygotował cztery programy: Wieczór z cykorią, Omłoty, Kołowrotek i ostatni jeszcze bez tytułu. Mamy liczne zaproszenia na występy. Była Panorama, telewizja, będzie Centralna Olimpiada Rolnicza 74, Zakopane. Pracy mnóstwo. Obecnie ze wszystkich stron spotykamy się z życzliwością i uznaniem. Choć nie zawsze tak było. Naszymi autentycznymi przyjaciółmi były zawsze i są: Związek Teatrów Amatorskich, Wojewódzki Zarząd ZSMW, Polskie Radio, no i prasa. W przeszłości inne przeszkody udawało nam się pokonywać chyba tylko dlatego, że mam w sobie coś z upartości i właściwie znajduję przyjemność w pokonywaniu trudności. Kabaretowi wróżę lata powodzenia. Będzie to zależało od wkładu pracy wszystkich realizatorów, ale również od systematyczności i ofiarności ludzi z kabaretu. Ponieważ jestem ciągle pełna gotowości do pracy, marzy mi się już młodzieżowy kabaret (może w Zasadniczej Szkole Rolniczej w Krzczonowie), a także inne formy pracy scenicznej. Boleję natomiast nad upadkiem pracy kulturalno-oświatowej w szkołach. Młodzi nauczyciele nie widzą potrzeby jej prowadzenia, pewnie zafascynowani czarem ekranu telewizyjnego. Nie doceniają tej formy pracy wychowawczej również kierownictwa szkół. Potrzeba tu jakiejś zachęty zarówno od góry — ze strony władz szkolnych — jak również i od dołu — od środowiska wiejskiego. (gal)
Artykuł z "Kuriera Lubelskiego" - 1974 r.