Artykuł z Tygodnika Kulturalnego - Marzec 1985

BARBARA PSTROKOŃSKA


Kadzidlane dymy

...być może już za chwilę
rozstaniemy się niemile.
Nie będziecie z nas już radzi,
ale trudno — „Rzep” nie kadzi.

OD TEJ ZASADY „RZEP" ZROBIŁ- jednak wyjątek, a stało się to 15 marca w warszawskim teatrze Stara Prochownia.
Najpierw kadził gospodarzowi — Wojciechowi Siemionowi, który wyszedł z Krzczonowa na artystę, a ostatnio nawet na posła, a jednak nie  zapomniał o krajanach i zaprosił ich — nie po raz pierwszy zresztą — do swojego teatru. Nie obeszło się wprawdzie bez  dobrych rad (godzinę pomyśl — minutę ględź) i przestróg na to posłowanie  ( by nie był jako ta korba przy studni, co każdy nią kręci, jak chce), ale brzmiało to bardzo dobrodusznie.
Potem okadzono solidnie „Chłopską Drogę" i . nieco oszczędniej inne redakcje (wspomniano „też o naszej” — dziękujemy) które wspomagały kabaret dobrym słowem, a czasem zapraszały go na występy i obdarzały nagrodami.
Później dym kadzidlany zmienił kierunek: powiał z widowni w stronę sceny, na którą posypały się kwiaty, listy gratulacyjne i dyplomy, przy akompaniamencie. braw i uścisków. Okazja była bowiem  niezwykła — wiejski kabaret „Rzep" z Krzczonowa (woj. lubelskie) obchodził XV-lecie
 Osiągnięcie tak podeszłego — Jak na kabaret — wieku zawdzięcza „Rzep" przede wszystkim troskliwej opiece „rodziców": nauczycielki miejscowej szkoły Leokadii Ruchlickiej, będącej w jednej osobie kierowniczką, menedżerem i reżyserem oraz rolnika z sąsiedniego Bożego Daru — Józefa Małka, głównego „tekściarza". Ich połączone wysiłki i talenty spowodowały, że choć zmieniali się ludzie (przez zespół przeszło ok. 50 osób) i programy, to kabaret jako taki przetrwał, nie stracił charakteru, pracował bez większych przerw i dał ok. 3 tys. występów. Koncertował zarówno na ogólnopolskich imprezach w stolicy, jak też w zupełnie małych wioskach, gdzie nie dotarł przedtem żaden teatr, ani  zawodowy, ani amatorski. I o dziwo, w tych wsiach też był przyjmowany z aplauzem, co by świadczyło, że przysłowie „nie będziesz prorokiem między swymi" nie odnosi się do wszystkich zespołów i twórców ludowych.
Kabaret "Rzep"
Było to więc, bez przesady, piętnastolecie sukcesu i zapewne dlatego, na jego podsumowanie, artyści uznali widać, że oto nadszedł moment, aby zrobić coś innego. Stąd owe kadzidła oraz regionalne wstawki w postaci fragmentów wesela krzczonowskiego. (grywanego na scenie od 1938 r.), opowiadanej na dwa głosy historii Krzczonowa oraz rzewnej pieśni sławiącej uroki tej wsi, niegdyś królewskiej, a obecnie ludowo-demokratycznej, w słowach i rymach dziwnie znajomych z setek pieśni o urokach innych, równie pięknych wsi. Na szczęście po tym ambitnym wstępie wszystko wróciło do normy i potoczyło się już normalnie. Po prostu zespół, jak zwykle, wykonał kilka starszych i kilka nowszych utworów ze zwykłego repertuaru.
Przypomniał więc widzom historię Marysi, co poszła do miasta dzieci przewijać, a po roku wróciła na wieś z „doświadczeniem”. Zapoznał ich dokładnie ze stosunkami panującymi w urzędach i na punktach skupu. A w tekstach nowszych —wprowadził ich w tajniki reformy, która polega głównie na tym, że każdy sobie liczy zyski, tylko chłopu pan minister, a także i na tym, że światło zwykle wyłączone, ale pali się zielone, oczywiście dla wsi i rolnictwa. Ubolewał też, że chłop tych dobrodziejstw nie docenia i późno wstaje, mało daje, wskutek czego nie możemy spłacić długów, ale też — dla przeciwwagi — podał i przykład pozytywny, a mianowicie takiego chłopa, który idąc z duchem czasu, zaczął robić odnowę — na własnym strychu.
Wszystko to mówiono lub śpiewano na melodie ludowych, i nie tylko, piosenek, a luki w pamięci słownej i muzycznej oraz zbytni indywidualizm w in­tonacji starano się skompensować wdziękiem i uśmiechem.
No cóż, o ile sobie przypomi­nam, w „Rzepie" zawsze naj­lepsze były teksty, a wśród nich — satyry Józefa Małka. Można zaryzykować twierdzenie, że bez Małka nie byłoby „Rzepa”, ale też gwoli sprawiedliwości trzeba zaraz dodać, że gdyby nie „Rzep", o Małku mało kto by wiedział, bo i skąd, skoro pierw­szy tomik jego wierszy („Koni­czyna") ukazał się w nakładzie raptem 600 egz. Dopiero wystę­py kabaretu spowodowały, że teksty te rozeszły się po kraju.
Piosenkę o Kasi- snopowiązałce, o Burku, który szczekał na zło­dzieja — własnego pana, uro­czystego poloneza „Polska przez to nie zbiednieje” przyswoiło so­bie wiele kabaretów, które w la­tach siedemdziesiątych (niewąt­pliwie także pod wpływem „Rzepa”) zaczęły powstawać w wielu większych i niniejszych wsiach.       ^
 Teksty Małka, wysnute z do­świadczeń własnych i najbliż­szego — wiejskiego otoczenia,; dotyczą zjawisk na tyle typo­wych, powszechnych i dotkli­wych, że zrozumiałe są dla każ­dego. Nie tyle zjadliwe i zaciek­łe, co kpiarskie i przewrotne,
nie chłoszczą może biczem saty­ry, lecz raczej kłują i czepiają się, właśnie jak rzep. A przy tym są zwarte, zwięzłe i precy­zyjne, bo Małek, niewątpliwie jeden z najbardziej utalentowanych współczesnych twórców lu­dowych, znakomicie posługuje się słowem i potrafi nim wyra­zić dokładnie to, co chce, i ni- i gdy — szukając rymu — nie gubi sensu, No i rzeczywiście — nie kadzi.
A „Rzep"? No cóż, zdarzyło. się raz na piętnaście lat. Inni kadzą znacznie częściej. Więc — wracając do piosenki-motta — bądźmy jednak „Rzepowi" ra­dzi

Powrót do spisu                                Następny artykuł