"Zarzewie" - 17.IX.1972 r.

Edek z „Rzepem” w herbie





Babcia stała na balkonie, kiedy dziadek dołem, (ale z trąbą) maszerował. Dziadek spojrzał, zmylił nogę i tak to się zaczęło. W wolnej parafrazie, można rzec. Bo tu było całkiem podobnie. Ona stała z boku, on zaś dął na helikonie(bas), maszerując w zwartych, prężnych szeregach naszej dzielnej OSP.
            Dla ścisłości trzeba dodać, że OSP to nie byle, jaka – sama straż Krzczonowa!. Natychmiast kobieta posłała dzieci spytać, czy nie przyszedłby czasem do niej, znaczy do kabaretu.
Bo właśnie był tam kryzys. A, jak to zwykle bywa, kiedy źle, to masz akurat wielkie okazje - a to Dni Krzczonowa, a to znów juble sławnego roku 1971. No, więc nie dziwota, że tak to się zaczęło. Wspomina Leokadia Ruchlicka, czyli sama szefowa kabaretu „Rzep”.
A Edek Dębski został po raz drugi jedynakiem. Bo pierwszy raz u matuli. Oj , dostał szkołę, teraz dostał!. A tak niewinnie było na początku. Dziewczyny, to nawet nie zaklęły. Gryzły się pewnie na potęgę w te swoje niewyparzone jęzory, ale żadna nie rzuciła „mięsem”. Nawet przebierały się tak jakoś niezręcznie. Niewinnie, z ostrożna. Było nudno, dziwnie tak zazwyczaj bywa w miodowe chwile. Aż diabli wzięli wszystko w Biłgoraju. Tam nastąpił wreszcie przełom. Czemu tam?.
Równie dobre miejsce. Zwłaszcza na spotkania artystyczne i jak tam zwać nowomodnie- starodawne odpusty, ino że świeckie, Sympozjony, festiwale i kabaretony… Był jeszcze Chełm, i nocny maraton kabaretów w Radomiu, Krasnystaw, Bełżycki, Wojciechów, UL w Gardzienicach, Kazimierz i także Warszawa, do tego Stoczek Łukowski i POM w Piotrowicach, czyli Święto Prasy Młodzieżowej - 1972. Droga bojowa „Rzepa” i naszego przyjaciela Edzia Dębskiego, Harmonisty i solisty, co gestem i talentem błysnął przezacnie.
W domu za to nie ten chłopiec, grzeczny, cichy u mamy, cale oczko w głowie. Tato też nie zamęcza twardą robotą. Niech się uczy. Póki lata sposobne, a choćby i zaocznie w III klasie TR W Pszczelej Woli. Niech uprawia len i konopie, hoduje trzodę… W ogrodzie orzech ogromny nam się widział, piękny i rozłożysty, owoców na kopy i do tego sześćset sztuk porzeczki czarnej, to jest świetna uprawa, zdrowa i dobra na nalewkę. Folklor to …ciężka praca. Uczy się Edek od lat tej muzyki, od ogniska przeszedł do Studium Artystycznego w Lublinie u profesora Domańskiego, sławnego. Swoich jednak trudno być prorokiem. Dopiero tam dalej, u nas i wszędzie, gdzie występują ze swym „Rzepem”, mają rozgłos i uznanie, oklaski i nagrody.
Talenty to, talenty, aż szkoda byłoby żenić tego Edka.
„Rzep” ma straszne życie w tym Krzczonowie. Nawet sam świetny Józef Małek, autor tekstów znakomitych dla kabaretu, nie da rady, choćby i sto pisał programów – przewalczyć całe to draństwo, głupotę i zawiść, ludzką małostkowość. Te insuacyjki, szeptankę. Brutalne zagrania w stylu rozróby w szkole.
            Pani inspektor i kierownik szkoły, to jedna strona medalu. Odwrotną stanowi próba wysiudania jednej z nauczycielek. Niby rzecz w tym, że się zmienia stopień zorganizowania szkoły, ale co ma „Rzep” do tego? Czyżby trzeba było ruszać właśnie jego uczestniczkę, bo się nie widzą programy?. Narazili się wszyscy, kiedy zaczęli i tamto podwóreczko czyścić swoją miotełką satyryczną. Jesteśmy pewni jednak rozważnej decyzji powiatowych władz, które się zajęły całą sprawą
Rzeczka Bełza, co przez Krzczonów płynie, stała się kiedyś natchnieniem Pana Józefa Gamonia, emerytowanego dziś nauczyciela, muzyki i wielce popularnego człowieka. Do teraz tutaj śpiewają tak:

„….płynie rzeczka po Krzczonowskiej ziemi,
Jak płynęła przed tysiącem lat.
Wiąże nurtem, jak nićmi srebrnymi,
Dzień dzisiejszy i miniony świat…”

I słyszę w tym zarówno poszum Elkowego wielkiego orzecha, jak i melodie pięknych piosenek, „Rzepa” a również codzienny gwar interesującej, gospodarnej wsi- Krzczonowa, gdzie byłaby pora raz na zawsze uciąć zbędne swary i podjazdowe walki.

Jan Szpruch

Powrót do spisu                            Następny artykuł